Trwa ładowanie...

Dr Łukasz Kamiński: Decyzja ws. terminu "polski obóz koncentracyjny" to niebezpieczny precedens

• "Od pewnego czasu obserwujemy tego typu próby przerzucania odpowiedzialności" - mówi prezes IPN o obarczaniu Polaków winą za Holokaust
•W 2015 r. IPN interweniował m.in. ws. użycia terminu "polskie obozy koncentracyjne" przez norweską gazetę "Avisa Sor-Trondelag"
•Norweska Rada Etyki Mediów uznała, że umieszczenie przeprosin za użycie terminu "polskie obozy koncentracyjne" jest wystarczające i zamknęła sprawę
•IPN przygotuje kolejne wersje językowe portalu truthaboutcamps.eu, aby wyjaśniać, dlaczego sformułowanie "polskie obozy zagłady" jest niepoprawne

Dr Łukasz Kamiński: Decyzja ws. terminu "polski obóz koncentracyjny" to niebezpieczny precedensŹródło: Wikimedia Commons
d4l48ag
d4l48ag

• "Od pewnego czasu obserwujemy tego typu próby przerzucania odpowiedzialności" - mówi prezes IPN o obarczaniu Polaków winą za Holokaust
•W 2015 r. IPN interweniował m.in. ws. użycia terminu "polskie obozy koncentracyjne" przez norweską gazetę "Avisa Sor-Trondelag"
•Norweska Rada Etyki Mediów uznała, że umieszczenie przeprosin jest wystarczające i zamknęła sprawę
•IPN przygotuje kolejne wersje językowe portalu truthaboutcamps.eu, aby wyjaśniać, dlaczego sformułowanie "polskie obozy" jest niepoprawne

Robert Jurszo, Wirtualna Polska: Pierwszy raz określenie "polski obóz śmierci" zostało użyte w 1944 roku, w artykule o Janie Karskim opublikowanym przez amerykański magazyn Collier's. W zamyśle dziennikarzy ten termin miał być po prostu skrótem myślowym oznaczającym "obóz koncentracyjny leżący na terenie Polski". Czy wtedy to sformułowanie spowodowało czyjeś oburzenie?

Dr Łukasz Kamiński: Nie. Kontrowersji w Polsce nie wzbudzało również określenie "polskie obozy śmierci", jakie pada w "Medalionach" Zofii Nałkowskiej. W przeszłości takie sformułowanie nie budziło niczyich emocji, bo dla wszystkich było jasne, że chodzi tylko i wyłącznie o wskazanie na to, kto był ofiarą. Nie trzeba było nikomu tłumaczyć - również na świecie - kto te obozy zakładał i kto w nich mordował, ponieważ wszyscy wiedzieli, że robili to Niemcy. Dlatego sformułowania takie jak "polskie obozy śmierci" czy "polskie obozy koncentracyjne" były początkowo całkowicie neutralne.

A czy artykuł z pisma Collier's - choć napisany w dobrej wierze - mógł mieć wpływ na późniejsze rozpowszechnienie się określenia "polskie obozy zagłady"?

Nie wydaje mi się, by istniał jakiś bezpośredni związek. Tego rodzaju sformułowania zaczęły pojawiać się coraz częściej w zagranicznych środkach masowego przekazu w ostatnich dziesięcioleciach. To zatem stosunkowo świeży problem.

d4l48ag

Kiedy ten termin zaczął razić? I dlaczego?

Polacy zaczęli zwracać uwagę na pojawiające się w różnych mediach określenia, takie jak "polskie obozy śmierci" i "polskie obozy koncentracyjne" w ostatnich kilkunastu latach. Nie oznacza to oczywiście, że wcześniej nie były one używane przez zagranicznych dziennikarzy. Tyle że np. w latach 80. nikt tego nie badał. W tamtym czasie Polacy byli pozbawieni możliwości swobodnej reakcji, ponieważ Polska była pozbawiona suwerenności i wolności przez komunizm. Dlatego na problem ten zaczęliśmy zwracać uwagę dopiero w ostatnim ćwierćwieczu. Jako pierwsze zasygnalizowały go organizacje polonijne. To one zaczęły Polakom uświadamiać, że za sformułowaniem "polski obóz śmierci" kryje się poważne zagrożenie. W miarę jak oddalamy się w czasie od zakończenia wojny, jak zaciera się o niej pamięć, spada też świadomość historyczna dotycząca tego koszmaru. Nagle może się okazać, że za powszechnym używaniem tego terminu - i jemu podobnych - pójdzie przypisywanie Polakom odpowiedzialności za stworzenie niemieckich obozów
koncentracyjnych i dokonane tam zbrodnie.

Wróćmy jeszcze na moment do historycznych źródeł problemu. Na ile poważnie należy brać przypuszczenia, jakoby w 1956 r. oficerowie tajnej zachodnioniemieckiej komórki kontrwywiadowczej "Agencja 114" zaproponowali propagowanie terminu "polskie obozy koncentracyjne"? Szef tej instytucji i były nazista Alfred Benzinger miał powiedzieć: "Odrobina fałszu w historii, po latach może łatwo przyczynić się do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę".

dr Łukasz Kamiński, prezes IPN
dr Łukasz Kamiński, prezes IPN

dr Łukasz Kamiński, prezes IPN fot. Łukasz Szełemej/WP

Nie znam żadnych wiarygodnych źródeł, które by potwierdzały taką tezę. Musimy być bardzo ostrożni z tego rodzaju niesprawdzonymi doniesieniami internetowymi. Jest faktem powszechnie znanym, że kwestia odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową i popełnione wówczas zbrodnie przez wiele lat była nie tylko ignorowana przez znaczną część społeczeństwa niemieckiego, ale także przez władze RFN. Dowodem tego jest nie tylko funkcjonowanie przez wiele lat zbrodniarzy w życiu publicznym, lecz także chociażby rozczarowująca reakcja na list biskupów polskich do niemieckich, którego półwiecze niedawno obchodziliśmy. Z czasem jednak to się zmieniło. Dziś oficjalną polityką RFN jest podkreślanie odpowiedzialności Niemców za popełnione zbrodnie. Inną sprawą są działania realizowane przez pewne środowiska, którym może zależeć na tym, aby rozmyć niemiecką odpowiedzialność za Zagładę, albo wręcz przerzucić ją na innych.

d4l48ag

Na przestrzeni wielu lat ten termin pojawił się w mediach bardzo wielu krajów. O czym to świadczy?

Myślę, że większość przypadków użycia określenia "polskie obozy śmierci" wynika z ignorancji, a nie ze złej woli. Choć w niektórych przypadkach może to być działanie świadome. Mam jednak nadzieję, że polskie protesty, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, przyniosą pozytywne skutki. Należy też podkreślić, że w walce o nasze dobre imię i prawdę historyczną nie jesteśmy na świecie osamotnieni. Warto przypomnieć chociażby jednoznaczne oświadczenie Davida Harrisa, dyrektora American Jewish Committee z 2005 roku, który wskazał na niemiecką odpowiedzialność za zbrodnie, sprzeciwiając się używaniu pojęcia "polskie obozy". Podkreślił też, że używanie właściwych pojęć "nie jest tylko kwestią czysto semantyczną, lecz również kwestią historycznej uczciwości i ścisłości".

Prof. Szewach Weiss powiedział: "Niemcy szukają wspólników do winy. I toczy się to już długie lata. To, co noszą na sobie jako naród, to jest taka hańba, taki ciężar, że kompletnie nie dają sobie z tym duchowo rady. I nie daje sobie z tym rady już kolejne pokolenie". Biorąc pod uwagę pojawianie się w niemieckich mediach terminu "polskie obozy zagłady", ale też produkowanie przez Niemców takich filmów jak "Nasze matki, nasi ojcowie", to czy zgodziłby się Pan ze słowami Weissa?

Myślę, że trzeba się z nimi zgodzić. Kilka lat temu ukazał się w "Der Spiegel" słynny artykuł o "pomocnikach zbrodniarzy". Starano się w nim wskazać na współodpowiedzialność wielu narodów za Zagładę. Jednocześnie całkowicie pomieszano narody, które otwarcie kolaborowały z Niemcami z tymi, które - jak Polacy - zostały poddane brutalnej okupacji. Oczywiście, w każdym narodzie, również w polskim, byli zdrajcy i szmalcownicy, którzy dla własnego zysku współpracowali z Niemcami. Ale czy to oznacza, że wszyscy Polacy są odpowiedzialni za te haniebne czyny? Zdecydowanie nie. Niestety, od pewnego czasu obserwujemy tego typu próby przerzucania odpowiedzialności. Na przykład we wspomnianym filmie "Nasze matki, nasi ojcowie". W jednej ze scen polscy partyzanci nie chcą uwolnić z wagonów Żydów jadących do obozu koncentracyjnego. Ta scena nie znalazła się w tym serialu przypadkiem, ale musiała być tam umieszczona całkowicie świadomie. Autorowi scenariusza ewidentnie chodziło o to, by pokazać, że nie tylko Niemcy
odpowiadają za Zagładę.

Dlaczego Niemcy chcą zdjąć z siebie przynajmniej część odpowiedzialności?

Właśnie z tego powodu, o którym mówił cytowany prof. Weiss. Z pewnością ciężko jest żyć ze świadomością odpowiedzialności za tak niewyobrażalną zbrodnię. Wskazywanie, że ktoś inny również był jej winny jest psychologicznym mechanizmem, który może przynosić ulgę. Skoro nie tylko my w tym uczestniczyliśmy - mogą myśleć niektórzy Niemcy - to Zagłada nie jest żadną szczególną niemiecką zbrodnią. W tej logice zakłada się, że wszyscy ludzie mają inklinacje do zbrodni i czasem dopuszczają się takich strasznych rzeczy.

d4l48ag

Do tej pory instytucje medialne na świecie uznawały zasadność polskich protestów dotyczących posługiwania się terminem "polskie obozy zagłady". Ale niedawno stało się coś niepokojącego. Jedna z norweskich gazet zamieściła recenzję filmu, w której pojawiło się sformułowanie "polski obóz koncentracyjny". Na publikację zareagował polonijny portal ScanPress.net oraz Ambasada RP w Oslo. Norweski dziennik opublikował oświadczenie, w którym przeprosił za użycie - jak napisano - "nieprecyzyjnego" sformułowania. Jednakże portal ScanPress.net nie uznał przeprosin za satysfakcjonujące i zaskarżył redakcję do norweskiej Rady Etyki Mediów. Ta jednak uznała, że określenie "polski obóz koncentracyjny" nie narusza zasad dziennikarskich...

Precyzyjniej - Rada uznała, że przeprosiny są wystarczające i na tym zamknęła sprawę, uznając, że "Gazeta Avisa Sør-Trøndelag nie naruszyła zasad dziennikarskich". To stanowisko jest zdecydowanie niewystarczające. Jest także - w pewien sposób - wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony Rada rozumie, że Polacy uważają to sformułowanie za krzywdzące, ale - z drugiej - uznaje wyjaśnienia gazety i uważa, że nic więcej nie należy robić. A przecież nie jest prawdą - co Rada napisała w swojej decyzji - że istnieje ugruntowana świadomość co do tego, iż określenie "polski obóz koncentracyjny" oznacza obóz, który znajdował się na terenie Polski, a jakiekolwiek zagrożenia w tej kwestii mogą pojawić się dopiero w przyszłości.

IPN oprotestował stanowisko Rady...

W wystosowanym proteście podaliśmy przykłady właściwych reakcji na takie sytuacje. Wiele amerykańskich mediów po protestach Polonii wprowadziło zapisy w instrukcjach dla dziennikarzy, zgodnie z którymi nie należy używać sformułowania "polish concentration camps" czy "polish death capms". Dlatego oczekujemy, że norweska Rada Etyki Mediów zrewiduje swoje stanowisko i wyda zalecenia zastosowania w norweskich mediach podobnych rozwiązań jakie znane są w USA. Tym bardziej, że uzasadnienie dla takiego kroku znajduje się w decyzji Rady. Wystarczyłoby tylko zmienić konkluzję stanowiska. Powtarzam: nie chodzi o to, by redakcję wspomnianej gazety obciążyć jakąś karą, ale by zwrócić uwagę norweskim dziennikarzom, że nie należy posługiwać się określeniem "polski obóz koncentracyjny" i mu podobnymi. Niestety, swoim stanowiskiem norweska Rada Etyki Mediów ustanowiła precedens, który uważam za niebezpieczny. Powstało wrażenie, że zamiast stosować właściwe sformułowania i szanować wrażliwość narodu tak doświadczonego wojną,
jak Polacy, wystarczy w razie protestów przeprosić i to zamyka sprawę.

Czy w tej sytuacji IPN będzie jeszcze wykonywał jakieś kroki w tej sprawie?

Z pewnością będziemy kontynuowali naszą działalność edukacyjną dotyczącą tego zagadnienia. Po niefortunnej wypowiedzi prezydenta USA Baracka Obamy o "polskich obozach śmierci", IPN stworzył adresowany do obcokrajowców portal internetowy truthaboutcamps.eu. Aktualnie istnieje on w czterech wersjach językowych, przygotowujemy też kolejne. I - jak widać - potrzebna będzie również odsłona strony w języku norweskim. Gotowi jesteśmy również - jeśli tylko uda nam się pozyskać w Norwegii partnera - przygotować norweskojęzyczne wersje naszych wystaw historycznych związanych z tematem Zagłady. Chcemy nie tylko reagować, ale również uwrażliwiać, by podobne sytuacje zdarzały się jak najrzadziej, a z czasem - mam nadzieję - nie miały już w ogóle miejsca.

d4l48ag

Pierwszy prezes IPN, prof. Leon Kieres, zaproponował kiedyś, by mówienie o "polskich obozach zagłady" było uznawane za kłamstwo oświęcimskie, czyli za przestępstwo ścigane w wielu krajach. Zgadza się Pan z tak ostrą opinią?

Tego rodzaju postulaty wracają co jakiś czas. Pojawiały się nawet związane z nimi inicjatywy ustawodawcze. Powstaje jednak pytanie o skuteczność takiego prawa w odniesieniu do obywateli innych państw. Żadne państwo nie wydaje swoich obywateli, by byli sądzeni na podstawie przepisów, które nie występują w ich kodeksie karnym. Myślę, że raczej powinniśmy doprowadzić do sytuacji, w której jeśli pojawią się wypowiedzi o "polskich obozach śmierci", to nie będzie już protestowała polska placówka zagraniczna, czy organizacja polonijna, ale - przykładowo - miejscowi historycy. Wystosują oni list otwarty, w którym zaznaczą, że dane medium rozmija się z prawdą historyczną. To powinien być nasz cel.

Rozmawiał Robert Jurszo, Wirtualna Polska

d4l48ag
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4l48ag