Trwa ładowanie...

Koziński: Druga faza kryzysu migracyjnego. Będzie jeszcze trudniej [OPINIA]

Mamy w kraju ponadpartyjne porozumienie o tym, że bezpieczeństwo granic jest najważniejsze. Warto wykorzystać tę zgodę i poszukać rozwiązań pozwalających chronić życie ludzkie na tej granicy.

Koziński: Druga faza kryzysu migracyjnego. Będzie jeszcze trudniej Koziński: Druga faza kryzysu migracyjnego. Będzie jeszcze trudniej Źródło: East News, fot: Stefan Staszewski
d3hf0ja
d3hf0ja

Ostatni tydzień pokazał, jaka jest prawdziwa skala wyzwania na granicy polsko-białoruskiej. Kolejne ofiary znajdowane w tym rejonie mocno podniosły stawkę kryzysu. Już nie mówimy o nielegalnych próbach przekroczenia granicy Polski, będącej jednocześnie zewnętrzną granicą UE i NATO. Trzeba zacząć mówić o dramacie, którego stawką jest życie ludzkie. Dosłownie. Kolejne ciała znalezione w pasie przygranicznym wyraźnie o tym przypomniały.

Po pierwsze bezpieczeństwo

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że te ofiary to rezultat zbrodniczej polityki Alaksandra Łukaszenki. Białoruś celowo wywołała kryzys migracyjny, widząc w nim możliwość rozhuśtania nastrojów w krajach Unii Europejskiej, a także szansę na pozyskanie dodatkowych funduszy (migranci, którzy docierają do Białorusi, płacą za tę usługę komercyjną stawkę). To z tego powodu od dwóch miesięcy regularnie obserwujemy próby sforsowania granic UE - najpierw Litwy, potem Łotwy, następnie Polski. Służby graniczne tych krajów muszą reagować szybko i skutecznie, by zapewnić bezpieczeństwo w tym rejonie.

Ta pierwsza faza kryzysu w Polsce wywołała dużo chaosu. Rząd instynktownie zwarł szeregi, za absolutny priorytet uznając uszczelnienie granicy przed niepożądanymi migrantami. Jednocześnie kolejni posłowie opozycji, a także wielu działaczy organizacji pozarządowych - z uporem godnym zdecydowanie lepszej sprawy - naruszały strefę przygraniczną, próbując pomagać osobom koczującym w pasie przy granicy z Polską. Symbolem tego stał się poseł Franciszek Sterczewski, próbujący slalomem między pogranicznikami przedrzeć się do migrantów.

Sterczewskiemu się nie udało, poślizgnął się i padł. Podobnie padły sondaże jego Koalicji Obywatelskiej - choć przecież jeszcze chwilę wcześniej szły szybko w górę na fali euforii po powrocie Donalda Tuska. PiS, który jednoznacznie postawił na bezpieczeństwo granic (nawet kosztem wrażliwości na krzywdę migrantów), dostał sondażową premię, odrabiając dużą część strat w poparciu, odniesionych w wyniku pandemii i zaostrzenia kompromisu aborcyjnego. Sytuacja pokazała niezbicie priorytety Polaków. Na tej liście najwyżej jest bezpieczeństwo. Bezapelacyjnie pierwsze miejsce. A PiS w ich ocenie dba o nie najskuteczniej.

d3hf0ja

Zobacz też: Emocjonalny apel uchodźcy do polskiego rządu

Warto zwrócić uwagę na wątek wystąpienia Tuska w Płońsku z ubiegłego tygodnia. Spadł on na drugi plan wśród komentarzy poświęconych przede wszystkim jego połajankom wobec działaczy PO oraz katolickiemu zwrotowi zasygnalizowanemu kreśleniem znaku krzyża na bochenku chleba.

Tymczasem sporą część swego wystąpienia były premier poświęcił właśnie kryzysowi migracyjnemu. "Kiedy pada słowo granica, kiedy pada słowo terytorium, państwo polskie, to trzymają kciuki za Straż Graniczną i żołnierzy" - mówił. "Zawsze na pierwszym miejscu polityk jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli, ich wolność, bezpieczeństwo swojego państwo i niepodległość swojego państwa. Nie było inaczej i nie będzie inaczej" - kontynuował swą myśl.

d3hf0ja

Ponadpartyjne porozumienia

W słowach Tuska wyraźnie słychać było echo konserwatywnego sposobu myślenia o suwerenności państwowej. Podobnie myślał Ronald Reagan, mówiąc: "Naród, który nie jest w stanie kontrolować własnej granicy, nie jest narodem". Wystąpienie Tuska było utrzymane w tym samym duchu.

To ważne słowa, przede wszystkim w wymiarze politycznym. Ważne, bo pokazujące, że Tusk w tej sprawie mówi tak samo, jak Kaczyński. Stosunek ich obu do kwestii granicy, bezpieczeństwa państwa jest takie same. Sygnał jednoznaczny: ta sprawa wymyka się spod sporu partyjnego. Politycy różnych formacji mogą się spierać, ale tylko do pewnego momentu - granicą, na której ten spór się kończy, jest kwestia bezpieczeństwa państwa. Tusk podkreślił to wyraźnie, choć przecież miał świadomość, że w ten sposób wzmacnia, a nie osłabia, PiS w sondażach. Tym ważniejsze są jego słowa.

To jest właśnie moment, w którym zaczęła się druga faza kryzysu migracyjnego. Bo niemal jednocześnie z wystąpieniem Tuska zaczęły się pojawiać pierwsze ofiary śmiertelne na granicy. I wygląda na to, że może być ich coraz więcej - bo naiwnych widzących w Białorusi okno do lepszego świata cały czas nie brakuje, a Łukaszence nie brakuje cynizmu, by ich wykorzystać do swojej wojny hybrydowej z UE. A tymczasem nadciągają coraz zimniejsze dni, można się spodziewać, że ofiar będzie przybywać. To sytuację kryzysową jeszcze zaogni.

d3hf0ja

W pierwszej fazie kryzysu PiS skupił się na granicach. Zdecydował się nawet wprowadzić stan wyjątkowy. Miał w tej sprawie słuszność. Z trzech powodów. Po pierwsze, musiał sobie radzić z nieznanym wcześniej w tej formie wyzwaniem. Po drugie, po stronie białoruskiej zaczęły się manewry Zapad, które mogły dać nieoczekiwane skutki. Po trzecie, chaos generowany dodatkowo przez polityków opozycji i organizacje pozarządowe jeszcze utrudniał działania. Stan wyjątkowy dawał rządowi dodatkowe narzędzia do opanowania tych kryzysów.

Ale teraz problemem nie są ani manewry (już się skończyły), ani element zaskoczenia nagłym pojawieniem się migrantów, ani też przeszkadzająca opozycja. Po słowach Tuska można wręcz zaryzykować tezę, że w kwestii granic i bezpieczeństwa na nich mamy ogólnonarodową zgodę. I domniemane porozumienie, mówiące, że żadna siła polityczna nie będzie sytuacji wykorzystywała do zdobywania dla siebie punktów politycznych.

d3hf0ja

Dlatego warto też się zastanowić na tym, czy ta druga faza kryzysu - który pewnie potrwa jeszcze długo - nie wymaga innego podejścia. Bo owszem bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ale życie ludzkie też jest wartością ogromną. Warto więc poszukać rozwiązań, które pozwolą je chronić. Warto też poszukać rozwiązań, które pozwolą wprowadzić bardziej transparentne zasady funkcjonowania życia przygranicznego. Dlatego rząd powinien rozważyć scenariusz, pozwalający dopuścić do miejsc kryzysu wąskiej grupy dziennikarzy czy organizacji pozarządowych, którzy będą mogli przedstawić opinii publicznej sytuację tam panującą. Rozwiązaniem byłaby też współpraca z Frontexem czy z siłami NATO - w końcu mówimy o granicy zewnętrznej UE i Sojuszu. Inaczej, jeśli stan wyjątkowy potrwa dłużej, pas graniczny zamieni się w obszar niczym z serialu "Strefa mroku", to rządowi popularności to nie zbuduje.

Sytuacja trochę przypomina klasyczną wojnę. Na początku zawsze popularność (także sondażowa) rządzących rośnie, poparcie obywateli dla nich skacze w górę. Ale im dłużej ona trwa, tym bardziej się wyczerpuje, sondaże spadają. PiS może tego uniknąć, dzieląc się odpowiedzialnością za ten kryzys z UE i NATO. Być może wspólnie uda się wypracować rozwiązania, które pozwolą uniknąć ludzkich tragedii na granicy.

Nikt nie podważa hierarchii wartości - najważniejsze jest bezpieczeństwo kraju oraz obywateli. Tego priorytetu w żaden sposób nie można kwestionować. Ale nie można też całkowicie lekceważyć zdrowia i życia innych - nawet jeśli to są migranci wciągnięci w cyniczną grę Łukaszenki. W drugiej fazie kryzysu będzie chodziło przede wszystkim o nich.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3hf0ja
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3hf0ja